Witajcie misie po długiej przerwie! Miałam pewne problemy.. Strona pojawiłaby się przedwczoraj, gdyby nie zniknęła! Otóż tak! Po prostu zniknęła. Byłam dosyć bardzo podirytowana i stwierdziłam, że napiszę ją na dzień następny na spokojnie. Zabrakło mi trochę czasu, więc pojawia się dzisiaj. Mam nadzieję, że mimo trudności spodoba się Wam! Nie przedłużając, zapraszam! <3
Ps. Fox, wiem że drażni Cię potulna gryfonka, ale w tym opowiadaniu będzie się akcja rozwijała woooolno, tak więc wybacz xD. Mam nadzieję, że dasz radę to znieść <3
Ps.2 Miona! Dedykuję Ci tę stronę w ramach dopingowania Cię w czytaniu książki! :3
Ps.3 Są tutaj sceny zaczerpnięte z filmu, ale tylko dlatego, że chciałam dokładnie oddać sytuację, w której przedstawiany był turniej no i pierwszą lekcję OPCM z Moody'm.
------------------------------------------------------------------------------------
Lilith obudziła się dość wcześnie. Przeciągnęła się na łóżku i okryła szczelnie kołdrą, nie otwierając przy tym oczu. Bardzo się starała, jednak sen nie zagościł u niej ponownie. Po jakimś czasie usłyszała, że Hermiona wstała. Krzątała się chwilę po pokoju, po czym ruszyła do łazienki, a do uszu białowłosej dobiegł dźwięk lejącej się wody. Zbierała się w sobie, ale w końcu otworzyła niechętnie oczy. Właśnie w tej chwili była wdzięczna za to, że przy oknach były zasłony. Cudowny wynalazek. Przetarła oczy i wstała, przeciągając się raz jeszcze. Minęło parę minut i brązowowłosa wyszła z łazienki, posyłając jej uśmiech.
- Widzę, że już wstałaś. Jak się czujesz pierwszego dnia nauki w Hogwarcie?
- Sennie. - odparła szybko, a ona zaśmiała się.
- To niestety się nie zmieni.
- Która jest godzina? - wymamrotała, biorąc z szafy czyste ubrania.
- Siódma. Mamy jeszcze trochę czasu.
- W takim razie idę powolnie do łazienki. - zabrała potrzebne jej rzeczy i ruszyła do pomieszczenia naprzeciwko.
Minęło około dwadzieścia minut i w końcu wyszła.
- Nareszcie.. Zaraz spóźnimy się na śniadanie. - powiedziała Hermiona. - No chodź już. - wyszła, a za nią ruszyła białowłosa. Szły długimi korytarzami, aż dotarły do Wielkiej Sali. Zdążyły w samą porę usiąść przy stole, bo już po chwili Dumbledore wstał i podszedł do mównicy.
- A teraz, gdy wszyscy są już obecni... - przerwał i spojrzał na dwie gryfonki, po czym kontynuował. - Chciałbym coś ogłosić. W nadchodzących miesiącach będziemy mieli zaszczyt uczestniczyć w bardzo podniosłym wydarzeniu.. - mówił dalej, a do sali wpadł Argus Filch, biegnąc truchtem w stronę Dumbledore'a. - ..które nie miało miejsca od ponad wieków. - dokończył i odwrócił się do Filch'a, który zdążył już stanąć obok niego. Szeptali coś chwilę między sobą, po czym mężczyzna zacząć biec truchtem w stronę wyjścia. - Więc tego roku w Hogwarcie będzie mieć miejsce niezwykłe wydarzenie... Turniej Trójmagiczny! Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą. W tym turnieju reprezentanci trzech szkół zmagać się będą w trzech konkurencjach. Każdą ze szkół reprezentuje tylko jeden uczeń, ale uwaga! Śmiałek ten musi działać sam i lepiej mi uwierzcie ten turniej nie jest dla bojaźliwych, ale o tym potem.. A teraz powitajcie wraz ze mną urocze damy z Akademii Magii BeauxBatons oraz ich dyrektorkę madame Maxime! - w tym momencie drzwi otworzyły się i weszły jedna za drugą uczennice w błękitnych strojach, rozpoczynając prezentację swojej szkoły niezwykle eleganckim tańcem. Oczy wszystkich zwrócone były tylko na nie, a zwłaszcza oczy Ron'a. Tuż za nimi pełnym gracji krokiem weszła Olimpia Maxime - dyrektorka Akademii. Kiedy zakończyły na sali rozległy się głośne brawa. Dumbledore powitał swoją dawną znajomą, po czym wrócił szybkim krokiem do mównicy. - A oto przyjaciele z dalekich stron. Powitajmy dumnych synów Durmstrangu oraz ich duchowego ojca Igora Karkarova! - do sali praktycznie od razu wszedł rząd uczniów z magicznymi kijami, którymi raz po raz uderzali w ziemię, roztaczając jasne iskry. Zaraz za nimi wkroczyli do sali Wiktor Krum i dyrektor Instytutu Magii Durmstrangu.
- O matko! - odezwał się Ron.
- To Wiktor Krum. - tym razem odezwał się Harry, a oczy białowłosej jak i całej reszty uczniów zwróciły się w jego stronę. Swój pokaz zakończyli tworząc pokaźnego, pięknego feniksa z ognia. Dumbledore przywitał się z Igorem jak ze starym przyjacielem, po czym zasiedli do stołu.
- A teraz zacznijmy proszę ucztę! - odezwał się na koniec.
- Jak myślicie? Uda mi się wziąć udział? - odezwał się Ron.
- Czy ja wiem. Dumbledore powiedział, że tylko jeden uczeń będzie reprezentował Hogwart. Jak dla mnie masz małe szanse. - powiedziała Hermiona.
- Naprawdę chciałbyś wziąć w nim udział? - zapytała ciszej Lilith. - Ten turniej jest niebezpieczny. Uczniowie w nim giną. - dokończyła, a oni spojrzeli na nią.
- No nieźle. - powiedział Harry. - Znając Dumbledore'a gdzieś jest haczyk. Pewnie powie dopiero na koniec. - dodał i zaczął jeść. Chwilę potem cała trójka poszła w jego ślady.
Minęło może z piętnaście minut, a na środek sali wnieśli wysoką rzeźbę, przypominającą jedną z wież Hogwartu, po czym Dumbledore wstał i podszedł do mównicy.
- Proszę o uwagę! - rozejrzał się po sali, a wszelkie rozmowy ucichły. - Mam jeszcze coś do powiedzenia.
- A nie mówiłem? - uśmiechnął się do nich Harry.
- Tego z uczniów, który wygra Turniej Trójmagiczny czeka wieczna chwała, lecz żeby tak się stało uczeń ten musi wykonać trzy zadania.. trzy niezwykle trudne zadania! W tym roku regulamin turnieju został zaostrzony. Wyjaśni nam to dyrektor Departamentu w Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów - pan Bartemiusz Crouch. - zakończył, a owy mężczyzna zaczął zbliżać się do mównicy. Nagle na suficie Hogwartu rozległy się głośne grzmoty niczym w sercu burzy, a gdzieniegdzie słychać było krzyki uczniów. W jednej chwili ktoś wysłał promień w sam środek, a "niebo" rozpogodziło się. Oczy wszystkich zwróciły się w stronę właściciela różdżki.
- To Szalonooki Moody. - odezwał się Ron.
- Kto? - zapytał Harry.
- Alastor Moody. Jest uważany za najlepszego aurora swoich czasów. - wyjaśniła Hermiona.
- Auror? - padło skądś pytanie.
- Łowca czarnoksiężników. Sam zapełnił połowę cel w Azkabanie. - tym razem odezwał się Ron. - Ludzie mówią, że jest nieźle pokręcony. - śledzili go wzrokiem, kiedy podszedł i przywitał się z Dumbledore'm, po czym stanął z boku i wyjął piersiówkę, upijając z niej większy łyk.
- Ciekawe co pije. - odezwała się cicho Lilith.
- Myślę, że to nie jest herbatka. - odpowiedział Harry. W końcu Dumbledore podszedł do wcześniej przyniesionej rzeźby, a przed nim stanął Bartemiusz.
- Po wnikliwej analizie faktów Ministerstwo Magii uznało, że dla własnego dobra żaden uczeń poniżej 17 roku życia nie może brać udziału w Turnieju Trójmagicznym. - po sali przebiegły okrzyki i jęki niezadowolonych uczniów. - Decyzja jest ostateczna.
- Cisza! - wkroczył Dumbledore, uciszając ich wszystkich, po czym różdżką zdjął "pokrywę", która zamieniała się w złoty pył. Ich oczom ostatecznie ukazała się pokaźnych rozmiarów czara, w której praktycznie od razu zaczął płonąć niebieski ogień. Wszyscy z uwagą przypatrywali się jej, podziwiając ją. - Oto Czara Ognia! - odezwał się po chwili dyrektor. - Kto chce wziąć udział w turnieju ma napisać swoje nazwisko na pergaminie i do czwartkowej nocy wrzucić go w płomienie czary. Przemyślcie to dobrze. Po wyborze nie będzie odwrotu! Uroczyście ogłaszam otwarcie Turnieju Trójmagicznego! - powiedział podniesionym tonem, po czym dodał. - Możecie udać się już na swoje zajęcia.
Pierwsze lekcje w Hogwarcie były dla Lilith dosyć dziwne. Uczyli się tam inaczej niż ona, ale z biegiem czasu zauważyła, że umie wszystko to co przerabiali do tej pory. Dzięki temu nie miała zaległości, których tak się obawiała.
W końcu nadszedł czas na ostanie zajęcia tego dnia - OPCM. Weszli do sali i usiedli w ławkach, czekając na nowego nauczyciela, którym jak się okazało jest Alastor Moody. Po paru minutach zjawił się w klasie, po czym napisał swoje imię i nazwisko na tablicy.
- Alastror Moody były auror. - odezwał się. - Krytykant Ministerstwa Magii. Nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią. Jestem tu, bo Dumbledore tak chciał koniec sprawy, do widzenia, kropka! Są pytania? - rozejrzał się po klasie, po czym kontynuował. - Co się tyczy Czarnej Magii wyznaję praktyczne podejście, ale najpierw kto z was mi powie ile istnieje zaklęć niewybaczalnych?
- Istnieją trzy. - odezwała się Hermiona.
- Nazywaj się tak..? - zapytał, po czym zaczął pisać na tablicy.
- Bo są niewybaczalne. Użycie któregokolwiek z nich..
- Karane jest dożywociem w Azkabanie, tak. - dokończył za nią. - Ministerstwo uważa, że jesteście za młodzi na te zaklęcia. To nieprawda! Musicie wiedzieć z czym walczycie! - podniósł ton. - Musicie być przygotowani. Musicie wiedzieć, że nie przykleja się dumy do żucia do ławki, jasne panie Finnigan?!
- O kurczę! Ten gość ma chyba oczy dookoła głowy. - odezwał się, a wtedy Moody odwrócił się i rzucił w niego kawałkiem kredy.
- I nie najgorzej słyszy! Dobra. -podszedł do ławki, w której siedział Harry i Ron. - Od jakiego zaklęcia mam zacząć? Weasley!
- Tak? - Ron natychmiast odwrócił głowę w jego stronę.
- Wstań! - powiedział, a rudowłosy podniósł się. - Znasz jakieś?
- Więc.. ta-tata mi kiedyś o jednym mówił. Imperius czy jakoś tak.
- Aaa tak. Twój ojciec na pewno dobrze je zna. Kiedyś sprawiło Ministerstwu wiele kłopotów. Warto wam uświadomić dlaczego. - odezwał się i odwrócił od nich, po czym podszedł do jednego ze słoików na stole i wyciągnął pająka. Powiększył go zaklęciem, po czym wypowiedział. - Imperio! - poruszał różdżką, a pająk w ślad za nią przeskakiwał z jednej ławki na drugą, potem na głowy uczniów. Po sali rozeszły się śmiechy, kiedy kolejni padali ofiarom kontrolowanego pająka. - Zdolny, nie sądzicie? - śmiał się, mówiąc to. - Co ma jeszcze zrobić? Wyskoczyć przez okno? - pająk uderzył w szybę, a śmiechy ucichły, aż w końcu zapadła cisza. Pająk po chwili zawisł nad wiadrem z wodą, odnóżami zapierając się o jego krawędzie. - Utopić się? - w końcu przeniósł pająka na swoją dłoń. - Mnóstwo czarownic i czarodziejów twierdziło, że słuchało rozkazów Sami-Wiecie-Kogo tylko pod wpływem zaklęcia Imperius i tu jest problem! Jak rozpoznać oszustów? - rozejrzał się po klasie, a jego wzrok zatrzymał się na Neville'u. - No proszę. Jakie jeszcze? - wielu uczniów podniosło dłonie do góry. - No już, już. HaveLock, tak? Wstań. - powiedział, a białowłosa podniosła się z krzesła. - Jesteś nowa w tym roku, tak? - kiwnęła głową. - Pokaż czego cię nauczyli.
- Jest jeszcze.. Cruciatus. - odezwała się cicho.
- Tak jest, tak jest! - podniósł ton z ekscytacji. - Chodź, chodź. - zachęcił ją dłonią. - Wyjątkowo paskudne. - powiedział i odłożył pająka na stół. - Zaklęcie torturujące. - skierował swoją różdżkę na małe stworzenie i odezwał się. - Crucio! - pająk zaczął wić się z bólu i piszczeć. Lilith patrzyła na niego, a dźwięk jego rozpaczy dzwonił jej w uszach. Czuła jak robi jej się słabo, ale nie mogła się ruszyć.
- Wystarczy! - krzyknęła Hermiona. - Jego to boli! Dosyć! - Moody jak obudzony z transu opuścił różdżkę i spojrzał na Lilith, a potem na brązowowłosą. Zabrał pająka na dłoń i podszedł do jej ławki, kładąc go na niej.
- To może panna Granger poda nam ostatnie zaklęcie? - spojrzał na nią, a ta kiwnęła tylko przecząco głową. - Nie? Avada Kedavra. - z jego różdżki wydobył się zielony promień, który trafił prosto w pająka. - Zaklęcie uśmiercające. Znam tylko jedną osobę, która to przeżyła i siedzi w tej klasie. - spojrzał na Harr'ego i podszedł do niego. W tym samym momencie nadszedł koniec zajęć. Uczniowie wstali z ławek i skierowali się do wyjścia, a Lilith ruszyła na samym końcu.
- W porządku? - zapytał Harry. - Wyglądasz trochę kiepsko.
- W.. w porządku.. - wymamrotała i nagle poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się i jej wzrok napotkał twarz Moody'ego.
- Chodź ze mną. - powiedział i ruszył z powrotem do klasy.
- Spotkamy się w pokoju wspólnym. - powiedziała cicho do przyjaciół i ruszyła za profesorem. - Coś się stało? - zapytała, kiedy znaleźli się już w środku.
- Kiepsko reagujesz na widok czyjegoś cierpienia. - powiedział spokojnie, po czym zaczął szukać czegoś w szafce.
- Nie jest to widok, do którego da się przyzwyczaić.
- Masz. - postawił przed nią małą fiolkę. - Eliksir wzmacniający. Poczujesz się po nim lepiej.
- Dziękuję. - kiwnęła głową i wzięła fiolkę do ręki.
- Możesz już iść.
- Do widzenia.. profesorze. - odwróciła się i wyszła z klasy, po czym zeszła szybko po schodach.
Po kilku minutach znalazła się na błoniach. Musiała odetchnąć świeżym powietrzem. Wyjęła z kieszeni małą fiolkę z eliksirem, zastanawiając się czy go wypić. Nagle za nią pojawił się profesor Snape.
- HaveLock! Dumbledore wzywa cię do swojego gabinetu. - powiedział chłodno i uśmiechnął się niezauważalnie, kiedy prawie podskoczyła ze strachu. Kątem oka spojrzał na małą fiolkę w jej dłoniach, którą po chwili schowała. - Co tam chowasz? - zmrużył oczy.
- To.. nic takiego, profesorze.
- Wyciągaj. No już. - powiedział nieco ostrzejszym tonem, a białowłosa wyjęła fiolkę i podała mu. - Skąd to masz? - otworzył i powąchał.
- Profesor Moody mi to dał.
- Aż tak wykończył cię pierwszy dzień? - zapytał kpiąco. - Rusz się. - skierował się w stronę Hogwartu, a ona ruszyła za nim.
- To przez lekcję Obrony. - mruknęła cicho.
- Cóż tak niezwykłego się wydarzyło na jednej lekcji, że aż potrzebny ci jest eliksir wzmacniający?
- Profesor Moody prezentował zaklęcia niewybaczalne. - przerwała na krótką chwilę. - Najgorszy jest Cruciatus.
- Cruciatus? Bo? - podniósł brew, przyglądając się jej.
- Zaklęcie uśmiercające jest przerażające, ale przynajmniej osoba, na którą jest rzucane nie cierpi. Imperius budzi niepokój, ale mimo tego jest z nich wszystkich.. "najłagodniejszy". - powiedziała cicho.
- Doprawdy? - burknął. - Więc cóż takiego przeraża cię w ostatnim z trzech?
- Ból. - odpowiedziała krótko, a on zatrzymał się akurat przed gabinetem i spojrzał na nią.
- Są rzeczy gorsze od bólu. - syknął. - Wchodź.
- 2 -
WIĘCEJ! ;-;
OdpowiedzUsuńPS: No fakt, ta potulność jest rażąca, ale nie aż tak. Swoją drogą zapraszam na rozdział 4 v.2. Dzisiaj wieczorem, lub jutro rano jeszcze 5.
UsuńAh, czyli Ci się podobało! Cudownie *O*
UsuńZ przyjemnością oderwę się od obowiązków i poczytam u Ciebie :3. Poczekam, aż dodasz 5 i przeczytam za jednym razem.
Już kończę, więc niedługo. Napiszę ci na e-maila, jak dodam. ;)
UsuńO! To super *-*
UsuńPS: Zabiję cię za tego ,,Karkaroff'a!" ... To jest Karakarov!
UsuńNaprawdę tak napisałam? Przepraszam! Już poprawiam <3
UsuńJeżeli gdzieś jest jeszcze błąd to wytknij mi go i wybacz ;-;
UsuńNie zobaczyłam żadnych innych. ;)
UsuńTo chociaż tyle! Muszę zapamiętać, żeby nie pisać i nie gotować w jednym momencie XD
UsuńJuż jest. ;)
UsuńW takim razie lecę czytać! :3
UsuńWłaśnie zobaczyłam ten blog. Proszę szybko o następny rozdział, bo bardzo podoba mi się ten pomysł.Nie wiem czy dobrze główkuję, ale mam wrażenie że ojciec Lili sprawdzał swoje umiejętności w tym zaklęciu na córce...
OdpowiedzUsuńMartyna
Ah, tak. Dobrze główkujesz :3 i wręcz jestem dumna!
UsuńRozdział dopiero zaczynam pisać, więc myślę, że najdalej za dwa dni się pojawi.
Ok, nie mogę się doczekać :D
UsuńMartyna
Jeżeli tylko chcesz mogę Cię w jakiś sposób powiadamiać :3
UsuńMogłabyś wysyłać wiadomość na email martina2003@interia.pl
OdpowiedzUsuńMartyna
Cześć, cześć.
OdpowiedzUsuńTutaj znowu ja, teraz muszę powiedzieć, że zaczynają się mroczniejsze sekrety Lilith (fajne imię, matka demonów w dosłownym znaczeniu)
Rozdział zmusza mózg do pracy i zachęca do dalszego czytania.
Świetne, lecę nadrabiać zaległości.
~ o-''
Ah, tak. Szukając imienia dla postaci chciałam, aby było ono ciekawe i pasowało do ogółu historii :3. Poza tym.. Lilith jest tak bardzo piękne!
UsuńNaprawdę? Skoro masz takie odczucia to jestem w pełni zadowolona. Leć, leć :3