Witajcie misie! Jest 00.22, a ja dodaję rozdział! Niestety nie udało mi się wcześniej, ale chyba nie jest tak źle, co? W każdym bądź razie z każdą stroną staram się przedłużać moje rozdziały, żeby z każdym kolejnym było więcej do czytania. Przyznam, że nie jest to łatwe, zwłaszcza przy moim braku czasu, ale staram się!
Ah, gotowałam dzisiaj mięso, którego zapach odpycha już z 5 kilometrów! Przez to też było ciężko mi się skupić, bo czuję się od tamtej pory trochę kiepsko. Mimo wszystko mam nadzieję, że nie widać za bardzo mojej niedyspozycji. Nie przedłużając zbytnio, zapraszam!
Wasza Isa <3
Ps. Wszystkie zaległości w postaci rozdziałów będę nadrabiała po 5 sierpnia z tego powodu, że właśnie wtedy wraca mi internet. A z racji tego, że jest to dopiero za 13 dni to resztkę internetu z telefonu pozostawiam na pisanie rozdziałów i ich publikację!
------------------------------------------------------------------------------------
Wzięła wdech i weszła między objęcia wielkich, kamiennych skrzydeł. Snape po chwili zrobił to samo. Z racji tego, że było tam dość mało miejsca musiał znacznie zbliżyć się do dziewczyny, która poczuła na policzkach piekące ślady rumieńców. Mężczyzna wypowiedział hasło i po chwili znaleźli się przed drewnianymi drzwiami. Jednym ruchem otworzył je i wszedł do środka, a ona ruszyła jego śladem.
- Już jesteśmy, Albusie. - odezwał się swoim niskim głosem, a dyrektor spojrzał na nich oboje.
- Dzień dobry, profesorze. - powiedziała cicho, przypatrując się mu.
- Witaj moja droga. Czekałem na ciebie.
- Coś się stało, profesorze? - zapytała niepewnie.
- Nie. - odparł, po czym dodał. - Chociaż tak. Chciałbym porozmawiać o twojej sytuacji.
- Zgaduję, że profesor Snape z panem rozmawiał.
- Tak.
- Rozumiem. - westchnęła.
- Usiądź proszę. - wskazał jej krzesło naprzeciwko siebie, a ona posłusznie usiadła. - Może herbaty?
- Chętnie. - powiedziała, a przed nią pojawiła się filiżanka z herbatą. Przyjrzała się ciepłemu naparowi i chwyciła naczynie w dłonie, po czym spojrzała na dyrektora i profesora, upijając łyk.
- Chciałbym zorganizować spotkanie między tobą, a twoim ojcem. - powiedział prosto z mostu, a ona zaczęła się krztusić. Snape zareagował błyskawicznie i po chwili mogła znowu zaczerpnąć odrobinę powietrza. - Coś nie tak?
- Profesorze.. - wstała z miejsca. - Z całym szacunkiem, ale to jest zły pomysł.
- Uważam, że jest całkiem dobry. Chciałbym porozmawiać z nim i z tobą jednocześnie. Oczywiście będziemy tam oboje, więc nie musisz martwić się o swoje bezpieczeństwo.
- Nie zgodzi się. Poza tym... ja nie chcę. Przepraszam, ale żąda pan zbyt wiele. - powiedziała łamiącym się głosem, a na jej twarzy malowało się przerażenie.
- Proszę tylko, abyś się nad tym zastanowiła. Wiele ułatwiłoby Ci to spotkanie jak i nam. Jeżeli mamy go osądzić potrzebujemy twardych dowodów. - powiedział stanowczo, po czym wstał.
- Dobrze, profesorze. Przemyślę to.
- Cieszy mnie twoja postawa, a teraz możesz już iść. - uśmiechnął się do niej, a ona kiwnęła głową i wyszła z jego gabinetu, po chwili pojawiając się na korytarzu. Ma się z Nim spotkać? To jakieś szaleństwo...
Lilith spacerowała bardzo długo po korytarzach Hogwartu rozważając za i przeciw, po czym przystanęła przy jednym z kamiennym łuków. Omiotła spojrzeniem cały krajobraz, po czym westchnęła. Nagle poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu, odwróciła się i zobaczyła Harry'ego.
- Hej. - uśmiechnęła się do niego. - Co tu robisz?
- W pokoju wspólnym gadają tylko o tym turnieju. Chciałem się na chwilę wyrwać i tak chodzę już dwie godziny po korytarzach. - oparł się na łokciach tuż obok niej. - A Ty?
- Myślę. - westchnęła.
- Co jest Lili? - spojrzał na nią.
- Nic. Nic szczególnego. - powiedziała cicho, ale on uparcie w nią patrzył, jakby nie był co do tego przekonany. - Niezałatwione sprawy ciągną się za mną do Hogwartu i... trochę boję się tego co może się wydarzyć. - jej głos ściszył się, spuściła głowę i wbiła wzrok w dłonie.
- Cokolwiek to będzie, my będziemy przy tobie. - uśmiechnął się. - Jesteśmy przyjaciółmi. - przybliżył się do niej i przytulił ją do siebie.
- Dziękuję. - szepnęła, po czym odsunęła się od niego słysząc czyjeś kroki.
- HaveLock. - powiedział chłodno Snape, pojawiając się znikąd. - Za mną.
- Powodzenia. - powiedział Harry, a ona kiwnęła niepewnie głową, idąc za mężczyzną.
- Czy coś się stało, profesorze? - zapytała, zrównując z nim krok co nie było łatwe. Snape w odpowiedzi obrzucił ją tylko nienawistnym spojrzeniem i przyspieszył. Po paru minutach stanęli w ramionach kamiennego ptaka, który uniósł ich przed drewniane drzwi.
- Proszę, aby się pan uspokoił. - usłyszała spokojny głos Dumbledore'a.
- Jak mam się uspokoić? Jeden z pańskich podwładnych uprowadził moją córkę i wywiózł tutaj. - na chwile jej oddech się zatrzymał, a nogi zaczęły drżeć.
- To On. - szepnęła i zanim się zorientowała złapała Snape'a za jego nietoperzowe szaty, a on zgromił ją spojrzeniem.
- Rusz się. - polecił jej i sam zrobił parę kroków.
- Profesorze Snape... - zdążyła tylko tyle powiedzieć, bo po chwili otworzył drzwi do środka pomieszczenia. Teraz nie miała już wyboru i powłóczyła nogami za nim, nie puszczając jego szat.
- Witaj moja droga. - przywitał ją spokojny głos dyrektora. Spojrzała na niego i dostrzegła na jego twarzy sympatyczny uśmiech, zaraz potem jej wzrok powędrował na drugiego mężczyznę. Czarne, sterczące w każdą stronę włosy były teraz starannie przeczesane. Jego twarz, która zazwyczaj nosiła ślady bójek teraz była umyta i zadbana, jednak jego oczy nadal nosiły ślad okrucieństwa i szaleństwa, którego zawsze się bała.
- Lilith. - odezwał się po chwili. - Martwiłem się. - zrobił krok w jej stronę, a ona tylko bardziej schowała się za ramieniem profesora. - Boi się mnie, co jej zrobiliście? - warknął w stronę Dumbledore'a.
- Ależ nic. - odparł. - Ma u nas tak samo dobre warunki jak i reszta uczniów.
- Akurat. - prychnął. - Zabieram stąd córkę. - podszedł do niej i złapał ją za ramię, a Snape w tym samym czasie przytknął mu różdżkę do gardła, czując jak Lilith zaciska swoje dłonie na jego szacie.
- Puść dziewczynę. - powiedział stanowczo, nie spuszczając z niego wzroku, a on po chwili ją puścił, odwracając się do dyrektora.
- Obawiam się, że jest to niemożliwe. - Dumbledore uśmiechnął się i usiadł wygodnie w swoim fotelu.
- A z jakiej racji? Jestem jej ojcem i mam do tego prawo. - podniósł ton, odsuwając się od czarnowłosego mężczyzny.
- Proszę się uspokoić. - upomniał go dyrektor. - Zaczął się już rok szkolny, a pańska córka jest zapisana jako uczennica. Proponuję, aby została już na ten rok. Oczywiście może ją pan odwiedzać, kiedy będzie chciał.
- To jakaś paranoja. - oburzył się, ale po chwili dodał. - Niech będzie. Zabieram ją jak tylko rok szkolny się skończy. - powiedział i wszedł do kominka, znikając w zielonych płomieniach.
- I to byłoby na tyle. - odezwał się siwobrody. - Przez ten czas będziemy mieli okazję go obserwować. Jak tylko zrobi coś nie tak udam się z tym do Ministerstwa.
- Profesorze Dumbledore. - spojrzała na niego. - Jak pan mógł? Zaufałam panu sądząc, że liczy się pan z moim zdaniem.
- Ależ oczywiście, że tak jest. - zapewnił ją, spoglądając na nią zza połówek.
- Wcale nie. Gdybym chciała odmówić to On i tak by tu był.
- A chciałaś?
- To nie ma teraz nic do rzeczy. Pozwolił Mu pan tu przyjeżdżać. - powiedziała poddenerwowanym głosem. - Jemu nie można ufać.
- HaveLock. - upomniał ją Snape. - Możesz mnie już puścić. - spojrzał na nią wściekłym wzrokiem.
- Przepraszam, profesorze.
- Będziemy go stale obserwować. - wtrącił się Dumbledore.
- Nasz dom też obserwowali. - przerwała na chwilę. - Czy to coś dało?
- To zupełnie co innego, zapewniam cię. - powiedział ze spokojem, a ona powoli pokiwała przecząco głową.
- To jest dokładnie to samo.
- Lilith.. - chciał coś powiedzieć, jednak ona mu przerwała.
- Profesorze Dumbledore... Z całym szacunkiem, ale myli się pan. - powiedziała i skierowała się w stronę drzwi.
- Dokąd się wybierasz?
- Pójdę spakować swoje rzeczy i spróbuję przed Nim uciec. - powiedziała drżącym głosem i otworzyła drewniane drzwi, po chwili stając w objęciach skrzydeł kamiennego ptaka. - Do widzenia. - skinęła głową i już po chwili znajdowała się na korytarzu. Ruszyła szybkim krokiem w stronę wieży Gryffindoru. Nagle usłyszała za sobą dużo szybsze kroki.
- HaveLock. - usłyszała głos Snape'a, jednak nie zatrzymała się. - HaveLock! - warknął, ale nadal szła dalej, próbując powstrzymać łzy. - HaveLock, do cholery!
- Co? - odwróciła się na pięcie do niego, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
- Mówi się "proszę". - syknął. - Jak ty sobie to wyobrażasz? Zamierzasz uciekać całe życie? Zmieniać miejsce co dwa dni?
- Tylko dopóki żyje. - powiedziała, nie patrząc na niego.
- To nie jest rozwiązanie problemu.
- Nie obchodzi mnie to. - objęła swoje ramiona. - Boję się.
- W Hogwarcie nie masz czego. - odpowiedział pewnym siebie głosem. - Ufasz Dumbledore'owi?
- Nie wiem.
- A mi? - wbił swój wzrok w nią.
- Profesorze.. - spojrzała niepewnie w jego stronę.
- Tak czy nie? - warknął, jednak nic nie odpowiedziała. - Pomyśl. Po co miałbym cię ratować, gdybym życzył ci teraz wszystkiego najgorszego? To byłaby tylko i wyłącznie moja strata czasu w dodatku na upartą gryfonkę. Jeżeli nie chcesz zmarnować mojego jedynego, dobrego uczynku to zostań tutaj i ucz się, by móc zadbać o samą siebie.
- On będzie tu przychodził.
- I co z tego? - syknął. - Dumbledore wyznaczył mnie jako twojego "rycerza w lśniącej zbroi i na białym koniu". - powiedział i przewrócił oczami, kiedy do jego uszu dostał się przyjemny śmiech zielonookiej.
- Lepiej brzmi "obronny nietoperz z lochów". - uśmiechnęła się do niego.
- Nie przeginaj. - warknął, ale jego kąciki ust niezauważalnie uniosły się ku górze. - A teraz zmiataj do dormitorium. Zaraz cisza nocna i z przyjemnością odejmę ci punkty za bezsensowne łażenie po korytarzach. - odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę schodów.
- Profesorze. - powiedziała po chwili, a on przystanął. - Dziękuję i dobranoc.
- Dobranoc. - mruknął pod nosem, ale tak aby usłyszała, po czym uśmiechnął się sam do siebie i zniknął jej z pola widzenia.
Lilith ruszyła szybkim krokiem przed siebie i już po kilkunastu minutach znalazła się w pokoju wspólnym, w którym zastała całą trójkę przyjaciół.
- Lili, gdzie się podziewałaś? - zapytał zaciekawiony Ron.
- Byłam zajęta niezałatwionymi sprawami. - usiadła na kanapie między nim, a Hermioną.
- I jak Ci poszło?
- Całkiem dobrze. - powiedziała i uśmiechnęła się do Harry'ego.
- A jak zajęcia? Z tego co zauważyłam na razie umiesz to co przerabialiśmy. - odezwała się tym razem brązowowłosa.
- Uczyliście się z podobnych książek i mam trochę nadrobionego materiału. Na szczęście. Jest tu tyle rzeczy i miejsc to poznania, że nie miałabym czasu na naukę! - powiedziała podekscytowana, a oni zaczęli się śmiać.
- Fascynujesz się wszystkim jak dziecko, które pierwszy raz poszło z mamą do cukierni. - skwitowała Hermiona.
- Oh, bo wszystko tu jest takie.. inne. - uśmiechnęła się na samą myśl.
- Może zagramy w butelkę? - zapytał Harry.
- W butelkę? - wszyscy troje spojrzeli na niego.
- To taka gra. Siada się w kółku i kręci butelką. Osoba na którą wskaże opowiada coś, czego nie wie osoba, która nią kręciła.
- W ten sposób czegoś się o was dowiem. Jestem za. - powiedziała Lilith.
- No dobra. Możemy zagrać. - odpowiedział Ron, a Hermiona kiwnęła tylko głową. Po chwili wszyscy siedzieli na miękkim dywanie w kółku. Pierwsza kręciła białowłosa, a butelka wskazała na Harry'ego.
- Moim patronusem jest jeleń tak jak u mojego taty. - powiedział i chwycił butelkę.
- Potrafisz wyczarować patronusa? - zdziwiła się Lili, a on kiwnął głową.
- Wszyscy potrafimy. - dopowiedziała Hermiona.
- Nauczycie mnie? - zapytała nieśmiało.
- No jasne, że tak!
- Dziękuję. - powiedziała i spojrzała na Harry'ego, który zakręcił butelką. Tym razem wskazała na Hermionę.
- W każde wakacje jeździliśmy z rodzicami do domku w górach, w którym zawsze malowałam swoje sny i zabierałam je do domu.
- No nieźle. Kto by pomyślał, że jesteś taką artystką. - zaśmiał się Ron, a brązowowłosa zakręciła butelką, która wskazała właśnie na niego.
- Kiedy byłem mały w każdy piątek graliśmy z braćmi w quidditch'a. Zazwyczaj grałem jako obrońca.
- Jako obrońca? - zapytała zdziwiona. - Nie spodziewałam się tego po tobie Ronaldzie. - zaśmiali się, a on w tym czasie zakręcił butelką, która wskazała na Lilith.
- Mam oczy tego samego koloru co moja mama. - odpowiedziała, przejmując szklane naczynie. - Dzięki temu pamiętam o niej każdego dnia, mimo że jej nie ma.
- Co się stało z Twoją mamą? - wypalił rudowłosy.
- Zmarła, kiedy miałam dziewięć lat. - powiedziała, patrząc na swoje dłonie i zniekształcone odbicie w szkle.
- Przykro mi.
- Ron jak ty coś palniesz. - skarciła go Hermiona.
- Wiem co czujesz. - odezwał się Harry. - Moi rodzice zginęli, kiedy byłem bardzo mały. Nie miałem szansy ich dobrze poznać. - uśmiechnął się smutno, patrząc na nią.
- To miała być miła zabawa, a więc uśmiechnijcie się! - zawołała Hermiona. - No dalej, gramy.
Gra w butelkę sprawiła, że czas płynął im niezwykle szybko. Niby dopiero co zaczęli, a na zegarze wybiła północ.
- Czas się zbierać. - powiedziała brązowooka. - W końcu jutro są zajęcia.
- Jeszcze chwilę. - zaprotestował Ron, ale pod wpływem jej wzroku zmienił zdanie. - Chyba jednak masz rację, a wy idziecie?
- Jeszcze chwilę posiedzę. - powiedział Harry i spojrzał wymownie na Lilith, która podłapała o co chodzi.
- Ja też zostanę. - powiedziała i uśmiechnęła się.
- W takim razie do jutra. Dobranoc. - powiedziała Hermiona i wstała, po czym ruszyła schodami w górę.
- Dobranoc. - zawtórował jej Ron i też poszedł.
- Dobranoc. - odpowiedzieli chórem, po czym zaśmiali się. - Wygląda na to, że zostaliśmy sami. - powiedziała Lilith.
- Nie chce ci się spać?
- Może trochę, ale jakoś tak.. - wzruszyła ramionami.
- Też masz niezbyt przyjemny sny? - zapytał, wpatrując się w nią. - Kiedy odkryjesz dlaczego ci się śnią to potem nie są już takie straszne.
- Mam nadzieję, że masz rację. - opadła plecami na oparcie kanapy i westchnęła.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Pytaj, ale nie obiecuję, że ci odpowiem.
- Czego chciał od ciebie Snape? - zapytał z nieukrywaną ciekawością i troską.
- On.. - zawahała się, wpatrując w tańczące płomienie w kominku. - Profesor Dumbledore przysłał go po mnie.
- Coś się stało?
- Nie. - odpowiedziała szybko, ale po chwili westchnęła i zamknęła oczy. - Tak. Pamiętasz jak mówiłam ci o niezałatwionych sprawach? Niestety przyciągnęły się tu za mną do Hogwartu. Profesor Dumbledore mi pomaga albo raczej usiłuje mi pomóc. - otworzyła oczy i spojrzała na niego. - Wylał na mnie kubeł zimnej wody i mam wrażenie, że do tej pory się trzęsę.
- Nie musisz się martwić. Dumbledore jest dość dziwnym, specyficznym człowiekiem, ale wie co robi. Możesz mu ufać.
- Staram się, ale nie do końca mi się to udaje.
- Zaufanie nie przychodzi łatwo. - zaśmiał się, po czym uśmiechnął do niej. - Rozchmurz się! Będzie dobrze, zobaczysz. Jeszcze wszystko się ułoży.
- Harry, mogę mieć do ciebie prośbę? - zapytała nieśmiało, patrząc na swoje dłonie.
- Jasne.
- Czy mógłbyś pokazać mi swojego patronusa? - zapytała, a w jej oczach zapłonęły małe ogniki. - Nigdy go nie widziałam. - Harry zaśmiał się i wyjął różdżkę.
- Spodziewałem się bardziej poważnej prośby.. Przemyt czy coś.
- Za kogo mnie uważasz? - zrobiła naburmuszoną minę, ale po chwili sama się zaśmiała.
- Za super dziewczynę. - odpowiedział szczerze i machnął różdżką. - Expecto patronum! - powiedział spokojnie, a z końca jego różdżki zaczęło płynąć srebrno-białe światło, niczym strumień wody. Po krótkiej chwili stanął przed nimi niesamowity jeleń z potężnym, zjawiskowym porożem. Zdecydowanie nie przypominał zwykłego jelenia. Był znacznie bardziej dostojny, a każdy jego krok wypełniony był gracją i płynnością. Lilith była tak oczarowała, że nie była w stanie oderwać od niego wzroku, aż do chwili w której się rozpłynął.
- Cudowny.
- Niedługo sama wyczarujesz swojego patronusa. Jestem ciekaw jaki kształt przybierze. - uśmiechnął się do niej, po czym wstał i podał jej rękę. - Czas iść spać. - powiedział, a ona podała mu swoją dłoń i podniosła się na równe nogi. Oboje ruszyli w stronę schodów, a potem na górę.
- Dobranoc, Harry.
- Dobranoc, Lili. - powiedzieli równocześnie i zaśmiali się, po czym odwrócili się i zniknęli sobie z oczu.
Lilith weszła po cichu do środka, żeby nie obudzić Hermiony i przebrała się w piżamę, po czym usiadła na łóżku. Przeciągnęła się i weszła pod kołdrę, przykrywając się nią szczelnie. Kręciła się z boku na bok dłuższy czas próbując zasnąć. W końcu poczuła nadchodzące zmęczenie i po raz ostatni otworzyła oczy, by ujrzeć niesamowitego srebrno-białego jelenia, wpatrującego się w nią.
- Dziękuję. - szepnęła i oddała się w objęcia Morfeusza.
- 3 -
Super!!!Fajny pomysł z obronnym nietoperzem z lochów( Mam nadzieję że Sevcio sprawdzi się w tej roli) czekam na dalszy rozwój akcji
OdpowiedzUsuńMartyna
Cieszę się, że Ci się to podoba! <3
UsuńPs. Zapisałam sobie Twojego e-maila, więc jak tylko dodam rozdział na którykolwiek blog to Cię o tym poinformuję :3
ok, dzięki
UsuńMartyna
Bardzo ciekawe opowiadanie :) Myślałam, że natrafiłam na opowiadanie o tematyce Sevmione, a tu taka niespodzianka! Twoja bohaterka jest bardzo tajemnicza i już nie mogę się doczekać, jak dalej rozwinie się akcja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny twórczej :)
Myślałam nad tym, aby stworzyć Sevmione, ale wolę jednak kiedy pojawia się moja postać. Mogę kształtować jej charakter jak tylko chcę, tworząc coś nowego w każdym opowiadaniu :3.
UsuńDziękuję bardzo! Odzyskałam dzisiaj internet, więc wracam pełną parą z głową pełną pomysłów!