Witajcie misie! Przepraszam, że tak długo zajęło mi pisanie, ale miałam dość mało czasu. Właściwie całe dnie latałam, a do pisania zasiadałam dopiero po 22-23. Tak czy siak mam nadzieję, że Wam się spodoba. Zapraszam! :3
Isa
------------------------------------------------------------------------------------
W końcu nadszedł dzień, w którym Czara wyłoni trzech reprezentantów
szkół. Lilith obudziła się dość wcześnie. Umyła się, ubrała i wyszła z dormitorium do pokoju wspólnego. Rozejrzała się po pomieszczeniu, jednak nikt jeszcze nie wstał. Westchnęła i wyszła na korytarz. Szła dłuższą chwilę, zastanawiając się nad tym co będzie dalej. Teoretycznie "dostała" rok bezpieczeństwa, ale w każdej chwili On może się tu zjawić. Jeszcze gorzej się czuła, kiedy pomyślała o tym, że może ją stąd zabrać. Świetnie potrafił się ukrywać, zwłaszcza jeśli chodzi o Jego drugą twarz i w ogóle ukrycie swojego istnienia. Czy jeśli zabrałby ją stąd ktokolwiek, by jej szukał? Każdego dnia odkąd tu jest próbuje wmówić sobie, że jest bezpieczna, ale prawda jest taka, że po prostu już nie mieszka w tym samym miejscu co On. Tylko to się zmieniło.
Już chciała po raz kolejny zaplanować sobie w głowie ewentualną drogę ucieczki, kiedy zobaczyła na korytarzu profesora Snape'a z towarzystwem.
- HaveLock. - powiedział twardo, a ona wpatrywała się w niego, czekając na to co powie dalej. - Masz "gościa". - powiedział tylko tyle. Masz gościa. Przekrzywiła głowę nieco w lewo, dostrzegając twarz jego towarzysza i już wiedziała co to był za "gość".
- Hej. - uśmiechnął się do niej. - Wybacz, że wczoraj zniknąłem bez pożegnania, ale sama rozumiesz.. - powiedział, podchodząc do niej. Chyba chciał ją przytulić, ale szybko zrobiła parę kroków w tył. - Jesteś na mnie... zła? - zapytał, wpatrując się w nią tym wzrokiem. Wiedziała, że nie ma szans. To jedno spojrzenie zburzyło jej ostatnie mury zbudowane z nadziei na lepsze jutro.
- Nie. - odpowiedziała cicho, kręcąc przy tym przecząco głową. - Po prostu zaskoczyła mnie Twoja wizyta.
- Może się przejdziemy?
- Mam za chwilę lekcję. Nie mogę ich opuszczać. - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Dumbledore zwolnił cię dzisiaj ze wszystkich zajęć. - wtrącił się Snape, a ona spojrzała tylko na niego, jakby chciała powiedzieć Zabierz mnie od niego.
- Cudownie się składa. - powiedział stojący naprzeciwko niej mężczyzna.
Zanim się zorientowała stała przed Pub'em pod Trzema Miotłami. Wszyscy troje weszli do środka i usiedli przy ukrytym stoliku w kącie.
- Cieszę się, że znowu cię widzę. W domu zrobiło się bardzo cicho i pusto. - powiedział, siedząc naprzeciwko niej. - Snape może skoczyłbyś do baru zamówić nam piwo kremowe? Chciałbym porozmawiać z córką.
- Nie zostawię jej samej z tobą. - syknął.
- Ależ nie zostawisz. Będziesz nas doskonale widział i w razie czego zareagujesz. - spojrzał na niego pewnym siebie wzrokiem. Snape nie odzywał się dłuższą chwilę, jakby nad czymś się zastanawiał, po czym wstał.
- Jeden podejrzany ruch. - syknął i ruszył w stronę baru.
- Nareszcie. - uśmiechnął się. - Jesteś całkiem sprytna. Kiedy zdążyłaś owinąć go sobie wokół palca?
- Nic nie zrobiłam. - powiedziała, patrząc niepewnie na niego.
- Jasne. Wydaje ci się, że w Hogwarcie jesteś bezpieczna? - syknął, a po jego miłym tonie nie było już śladu. - Dorwę cię wszędzie, a jeśli cokolwiek im powiesz... - warknął. - Dorwę cię. W końcu wrócisz do domu, a ja będę o wszystkim pamiętał. Radzę ci zachowywać się normalnie i przyznać, że wszystko zmyśliłaś.
- Nie.. - zaczęła, jednak przerwał jej gestem dłoni.
- Albo to zrobisz albo Liya poczuje skutki twoich decyzji. - powiedział twardo.
- Nie. Nie waż się jej dotknąć. - odpowiedziała szybko, podnosząc ton.
- Ej! - warknął. - Zapędzasz się. W Hogwarcie pozwalają ci na zbyt wiele. Muszę znowu przypiłować ci język. - syknął, patrząc na nią wściekłym spojrzeniem. - Pamiętaj. Wszystko ma wrócić do normy. - wstał i wyszedł, a w tym samym momencie podszedł Snape.
- Gdzie go wywiało? - zapytał obojętnym tonem.
- On.. musiał już iść. Zapomniał o ważnym spotkaniu. - powiedziała i chwyciła kufel, który przyniósł czarnowłosy mężczyzna, po czym upiła łyk.
- Czego ci nagadał?
- Mówił tylko, że za niedługo wyremontuje mój pokój i kuchnię. Opowiadał co u niego. - przerwała na chwilę. - Profesorze Snape... muszę się do czegoś przyznać. - mruknęła pod nosem, a on uniósł tylko brew do góry, patrząc wprost na nią. - Cała ta historia.. nie jest prawdziwa. Wszystko wymyśliłam. - spojrzała na niego. - Przepraszam za kłopot.
- Żartujesz sobie ze mnie? - syknął, a na jego twarzy pojawiła się złość i niezadowolenie. - Idziemy. - warknął, a ona wstała i wyszła za nim na zewnątrz. Złapał ją mocno za ramię i deportował się wraz z nią. Po chwili stanęli przed Hogwartem. Snape ruszył przodem, ciągnąc ją za sobą. Przeszli przez wielkie wrota, potem po schodach, aż w końcu znaleźli się w gabinecie dyrektora.
- Albusie. - warknął, wchodząc. - Mamy problem.
- Co cię do mnie sprowadza, Severusie? - zapytał, patrząc na niego zza połówek, po czym jego wzrok powędrował do dziewczyny, którą ciągle trzymał za ramię.
- No dalej. - syknął Snape.
- Ta historia to nie prawda. Okłamałam pana, profesorze. Przepraszam. - odezwała się, wbijając wzrok w podłogę.
- Obawiam się, że czegoś tu nie rozumiem. Dlaczego to wszystko wymyśliłaś?
- Ja... potrzebowałam uwagi. - wzruszyła ramionami. - Ojciec bardzo dużo pracuje, a jak wraca to zazwyczaj mnie uczy i nic więcej.
- A tamten facet? Kiedy cię spotkałem?
- To znajomy.. wypił eliksir wielosokowy, dlatego wyglądał tak samo. - wytłumaczyła, po czym zapadła cisza.
- W takiej sytuacji twój ojciec musi wyrazić zgodę na to, abyś kontynuowała tutaj naukę. Mam nadzieję, że to rozumiesz. - powiedział, po czym usiadł za biurkiem. - Skontaktuję się z nim, a do tego czasu dalej będziesz chodziła na zajęcia.
- Dziękuję, profesorze.
- Możesz już iść. - uśmiechnął się do niej życzliwie, a ona kiwnęła głową i wyszła, po chwili znajdując się już na korytarzu. Szybkim krokiem ruszyła przed siebie w stronę biblioteki. Otworzyła drzwi i weszła, po czym zaczęła spacerować wzdłuż regałów, szukając odpowiedniej książki. W końcu sięgnęła po jedną z nich i usiadła przy stoliku, kartkując. Spędziła tam resztę dnia, jednak nie udało jej się znaleźć tego czego szukała.
Minęły dwa miesiące w ciągu których Lilith czekała jak na szpilach. Sporo się wydarzyło od jej spotkania z ojcem. Harry nie wiedzieć dlaczego dostał się do Turnieju Trójmagicznego i wraz z Cedrikiem reprezentował Hogwart. Mimo, że czekały go trudne wyzwania wierzyła w niego. Bała się tylko, że nie dożyje zakończenia całego wydarzenia. W dalszym ciągu nie wiedziała czy zostanie w Hogwarcie. Teoretycznie była pewna, że ojciec jej na to nie pozwoli, a ona musiała zgodzić się na jego warunki, mimo wszystko cały czas miała nadzieję, że jeszcze znajdzie wyjście z tej sytuacji, że będzie mogła być bezpieczna. Ciągle wierzyła w to, że Snape domyśli się, że coś jest nie tak i nie pozwoli jej odejść.
W przeciągu tych dwóch miesięcy Harry ćwiczył z nią zaklęcie patronusa. Wkładała w to całą swoją energię i wszystkie szczęśliwe wspomnienia, mimo że było ich mało. Wciąż jednak nie udawało jej się, a przecież to mogłoby pomóc jej uciec od ojca. Musiała za wszelką cenę nauczyć się tego zaklęcia. Z takimi myślami zmierzała właśnie w stronę gabinetu Dumbledore'a. Wezwał ją do siebie dziś rano, ale nie miała na tyle odwagi, żeby do niego iść. Spodziewała się, że dostał już odpowiedź co do kontynuacji jej pobytu w szkole.
- Wejść! - usłyszała znajomy głos dyrektora i weszła do środka.
- Ah, Lilith. - spojrzał na nią. - Czekałem na ciebie. Czyżby moja wiadomość nie dotarła do ciebie wcześniej?
- Przepraszam, profesorze. Nie mogłam wcześniej przyjść. - wytłumaczyła się, po czym usiadła w fotelu, który wskazał jej dłonią.
- Nic się nie stało. - przerwał na chwilę, obserwując ją uważnie. - Jak się domyślam wiesz po co cię wezwałem.
- Tak. - odparła niepewnie, poprawiając się w fotelu.
- A więc do rzeczy. Skontaktowałem się z twoim ojcem i po długiej rozmowie otrzymałem w końcu odpowiedź...
Lilith wyszła z objęć kamiennego ptaka i znalazła się na korytarzu. Wolnym krokiem skierowała się w stronę wieży Grifindoru, analizując sytuację w jakiej się znalazła.
- HaveLock.
Musiała nauczyć się patronusa jak najszybciej jak i innych zaklęć obronnych.
- HaveLock!
Jedyną szansą na przeżycie była walka.
- HaveLock do cholery! - poczuła na swoim ramieniu silną dłoń i odwróciła się jak oparzona. - Ogłuchłaś czy po prostu straciłaś rozum? - spojrzała w górę na znajomą twarz. Stał przed nią sam profesor Snape, widocznie wściekły, ale o co? - Może łaskawie mi odpowiesz? - syknął, a ona pokiwała szybko głową, jakby budząc się z transu.
- Zamyśliłam się. - powiedziała szybko. - Coś się stało, profesorze?
- Ty się jeszcze pytasz. - pokręcił z niedowierzaniem głową, a w jego oczach ciągle płonęły iskierki wściekłości. - Miałaś zjawić się u mnie godzinę temu i uporządkować składniki.
- Zapomniałam. - wypaliła, a jej oczy rozszerzyły się.
- Zapomniałam. - warknął Snape. - Jakoś nie zapominasz zabrać z poduszki głowy. Chociaż pewnie do czasu. - dodał, po czym odwrócił się i skierował się w stronę schodów. - Ruszysz się czy mam czekać kolejną godzinę, aż dotrze do ciebie co mówię? - rzucił przez ramię, a ona szybkim krokiem ruszyła jego śladami. Przez całą drogę się nie odzywał, aż dotarli do jego gabinetu. - Do środka. - wydał jej krótkie polecenie, po czym wszedł zaraz za nią.
- To ja się zajmę tymi składnikami. - powiedziała cicho, a on tylko zmierzył ją krótkim spojrzeniem i usiadł za biurkiem, zabierając się za stos papierów. W jego gabinecie stało całkiem sporo pudeł. Otworzyła pierwsze z nich i zaczęła wyciągać poszczególne rzeczy, wkładając je do słoików i naklejając na nich karteczki z nazwami. Kiedy skończyła poukładała wszystkie na półkach w równych rzędach i wyszła ze schowka. Zajęło jej to raptem trzy godziny, ale przecież mogło być gorzej.
- Skończyłam, profesorze. - powiedziała, a on uniósł na nią wzrok, po czymwskazał podłużne pudełko na biurku.
- Myślę, że jeszcze nie skończyłaś. - zauważył, po czym dodał. - Tylko się pośpiesz.
- Co w nim jest? - zapytała, biorąc w dłonie pakunek i zabierając na jedno ze stanowisk.
- Kilka rogów jednorożca. Dokładnie je sproszkuj i daj do tamtych flakonów.
- Dobrze. - skinęła głową i ujęła w dłoń nóż, po czym zaczęła przecinać taśmy. Niestety przy jednym z rogów użyła zbyt dużej siły i przecięła nie tylko taśmę, ale i swoje przedramię. Syknęła cicho i odłożyła szybko narzędzie na blat. Snape od razu uniósł głowę i spojrzał na nią, po czym wstał i szybkim krokiem podszedł do niej.
- Pokaż. - warknął i chwycił mocną jej dłoń. Uniósł swoją różdżkę i zaczął leczyć ranę, z której ściekały już strużki krwi wprost na podłogę. - Jeszcze chwila i zakrwawiłabyś jeden z rzadszych składników. - syknął. - Myślisz, że można dostać je w pierwszym lepszym sklepie?
- To nie było specjalnie. - odparła, próbując się obronić.
- Jasne, że nie. Jesteś taką niezdarą, że czasami się zastanawiam czy aby nie zgubiłaś jeszcze mózgu. - podszedł do jednej z szafek i wyciągnął bandaż, po chwili wracając do niej. Zawiązał starannie materiał na jej przedramieniu, by po chwili odwrócić się na pięcie i z powrotem usiąść za biurkiem. Lilith przez chwilę wpatrywała się w niego, zastanawiając nad czymś usilnie. - Na co czekasz? - wysyczał z jadem, nie patrząc nawet na nią. - Rogi same się nie sproszkują, więc do roboty. Tylko tym razem skoncentruj się na zadaniu, a nie na mnie. - dodał z półuśmiechem na ustach, a ona oblała się rumieńcem, spuszczając głowę i wracając do przerwanej czynności. Tym razem zdecydowanie bardziej uważała na to co robi i skończyła po niespełna dwóch godzinach.
- Zrobione. - mruknęła pod nosem, odkładając ostatnią fiolkę na półkę.
- Najwyższy czas. - dobiegł ją cichy głos profesora, jednak zignorowała to.
- Coś jeszcze zostało? - zapytała, stając przed biurkiem.
- Nie. - odpowiedział krótko, jednak po namyśle dodał. - Właściwie tak. Podejdź to środkowej szafki i wyciągnij butelkę. - powiedział od niechcenia, a ona wykonała jego polecenie i wyciągnęła szklane naczynie, w którym znajdowała się zapewne Ognista.
- Ognista?
- A na co innego Ci to wygląda? - zapytał, patrząc na nią zmęczonym wzrokiem.
- Przydałby się panu sen, profesorze. - powiedziała, kładąc butelkę na biurku.
- A to jest najlepszy lek na sen. - odpowiedział, a kąciki jego ust nieznacznie podniosły się. Wyjął z szuflady szklankę i nalał do niej trochę trunku, po czym upił łyk. Oparł się plecami o fotel i westchnął, wpatrując się w nią. - Co Ci chodzi po głowie? - zapytał po chwili bardziej siebie niż ją.
- Nic. - odpowiedziała, zaskoczona jego pytaniem. Po chwili poczuła dziwny dreszcz przebiegający jej po ciele i wzięła wdech. - To się czuje, kiedy ktoś próbuje wejść do czyjejś głowy? - zapytała, a w jego oczach pojawiło się nikłe zainteresowanie.
- Zastanawiające. Jak zdołałaś to wyczuć. - wziął kolejny łyk, a ona poczuła się nieswojo.
- Powinnam już iść. - powiedziała cicho, odrywając od niego wzrok i kierując się do wyjścia.
- Stój. - warknął, a po jego "miłym" tonie nie było śladu. - Ten mężczyzna, który cię zaatakował. Kto to był?
- Już panu mówiłam.
- Kłamiesz.
- Nie prawda. - zaprzeczyła, a kiedy odwróciła się stanęła z nim twarzą w twarz.
- Nie opieraj się. - syknął cicho, po czym ponowił próbę wtargnięcia w jej umysł.
- Proszę przestać. - podniosła nieznacznie ton, zauważając że jej ciało drży. Snape tymczasem zaczął przedzierać się przez jej myśli, doszukując się czegoś interesującego. Lilith przestraszona tym co może odkryć zaczęła szukać drogi ucieczki. Przez to, że przytrzymywał drzwi na korytarz nie mogła się wydostać. Na szczęście dostrzegła inne. Nie myśląc długo przemknęła obok niego i przeszła przez drzwi, zamykając je.
- Żartujesz sobie, HaveLock? - syknął, stając pod drzwiami. Szybkim ruchem otworzył je za pomocą różdżki i wszedł do środka. Lilith rozejrzała się, ale nie znalazła żadnego wyjścia, więc uniosła swoją różdżkę wpadając tyłem na ścianę. - Usiądź grzecznie, a pójdzie szybciej i przyjemniej. - powiedział spokojnie, ale ona nie ruszyła się nawet o centymetr. Po krótkiej chwili poczuła, że robi jej się słabo. Różdżka wypadła z jej dłoni, a ciało zjechało wzdłuż ściany na podłogę. Całą siłę przeznaczyła na to, żeby nie dostał się do jej głowy. Trwało to sekundy, a może minuty, a Snape ciągle stał nad nią, wpatrując się usilnie w jej twarz. Czuła jak coraz bardziej słabnie, a obraz przed oczami rozmazuje się. Jeszcze chwila, tylko kilka sekund i.. tylko cisza, ciemność i uczucie nicości.
Czuła, że świadomość jej wraca, a do uszu dociera dźwięk. Cichy, jakby go nie było. Miała wrażenie, że go zna, ale skąd? Oddech. To dźwięk czyjegoś oddechu. Otworzyła niechętnie oczy i uniosła się niezdarnie na łokciach. Rozejrzała się i napotkała siedzącą tuż obok niej czyjąś sylwetkę. Obraz zaczął się wyostrzać i wtedy wstała jak oparzona, odsuwając się aż pod ścianę. Na łóżku siedział Snape, tuż obok miejsca, w którym leżała. Spojrzała na niego niepewnie, wystraszona minionym wydarzeniem. On jednak tylko uniósł głowę i spojrzał na nią, nieodgadnionym spojrzeniem.
- Kim jest Liya? - tylko tyle wydobyło się z jego ust.
- 4 -
No wiesz co! W takiej chwili przerywać! Rozdział super i strasznie mi jej szkoda. Czekam na więcej
OdpowiedzUsuńMartyna
Dzięki takim momentom chętniej tu wrócisz :3. Cieszę się, że Ci się podobało. To jak miód na moje serduszko
UsuńNienawidzę Cię za końcówkę ;_;, ale nadal Cię kocham (jako autorkę opowiadania i jej tworu oczywiście...) więc zapomnijmy o tym. Dopiero teraz się pojawiam i taka jedna rzecz - tę czcionkę kiepsko się czyta. Lepsza była wcześniejsza, choć możesz pokombinować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Szach Mat.
Ps: Pojawiła się druga część dnia pierwszego na Tajemnicy Zdarzeń. :)
Też Cię kocham! :3
UsuńZmieniłam, aby była bardziej czytelna, a jak wrócę to pokombinuje. Denerwuje mnie to, że wszystkie są takie same i coś muszę z tym zrobić!