Strona 10 - "Wszystkiego najlepszego, Lili!" - poprawiona.
------------------------------------------------------------------------------------
Czułam się bardzo samotna. Snape "ochłodził" zdecydowanie nasze "relacje", przyjaciele głównie byli zajęci materiałem, który ja mam opanowany, a Liya.. Jesteśmy razem w Hogwarcie, ale czuje jakby wcale jej tu nie było. Odkąd Tiara przydzieliła ją do Domu Węża spotyka się głównie ze swoimi nowymi znajomymi. Doskonale wiem, że przez tyle lat byłyśmy w zamknięciu, i że po prostu chce poznać innych ludzi, ale tak bardzo mi jej brakuje. Z tymi myślami kłębiącymi się w głowie zeszłam po schodach do lochów. Minęło kilka dni, ale ciągle chodziłam do Snape'a na zmianę opatrunku na plecach. Stanęłam przed jego drzwiami i zapukałam, a po krótkim "wejść" przekroczyłam próg. Uniosłam wyżej wzrok i spojrzałam na niego. Stał właśnie nad jednym ze swoich eliksirów, dodając co chwilę składniki.
- Usiądź i poczekaj. - wydał mi polecenie, nawet na mnie nie patrząc. Posłusznie usiadłam na krześle i obserwowałam go, zastanawiając się skąd wiedział, że to ja. Nie umawialiśmy się na żadną konkretną godzinę, a mimo to wiedział. Skupiłam całą swoją uwagę na jego ruchach. Było w nich wiele gracji i płynności. Dorzucał składniki do eliksirów, jakby ten jeden robił całe życie. W końcu z kociołka wydobył się ładny, fioletowy dym i Snape oznajmił, że skończył. Odwróciłam się do niego tyłem i powinęłam bluzkę do góry, a on zdjął mi bandaże. Przemył mi ranę eliksirem, który lekko piekł i założył mi nowy opatrunek. Zajęło mu to nie więcej niż cztery minuty.
- Gotowe. - odparł, ale po dłuższej chwili dodał. - Ktoś ci uciął język? Zazwyczaj nie można cię uciszyć.
- Coś w tym złego...? - zapytałam, wstając. - Profesorze..? - dodałam bardziej chłodnym tonem niż chciałam.
- A więc o to chodzi. - warknął i usiadł za biurkiem. - Zachowujesz się jak dziecko.
- Snape skończ pieprzyć. - podeszłam do jego biurka i oparłam się o nie. - Wróciliśmy do szkoły i nagle Pan Nietoperz chce wrócić do "normalnej" relacji.
- I tak powinno być. - podniósł się gwałtownie, obszedł biurko i zbliżył się do mnie.
- Ale co było między nami nie tak? Nie mieliśmy romansu, ani nie wskakiwałam ci do łóżka. Nie wyznałam ci żadnych uczuć ponad przyjaźń, więc o co ci tak właściwie chodzi? - wydarłam się na niego, a ze zdenerwowania do oczu napłynęły mi łzy. Nie wiem czy byłam bardziej wściekła na jego zachowanie czy na swoje. Nagle poczułam jego usta na swoich i jego silne dłonie, które trzymając mnie w pasie przyciągnęły mnie do niego. Zamknęłam oczy i odruchowo położyłam dłonie na jego torsie, odwzajemniając pocałunek. Stanęłam na palcach, a on od razu złapał mnie za uda i podniósł, sadzając na biurku. Jego pocałunki pochłaniały mnie i sama nie sądziłam, że tak bardzo tego pragnęłam. W końcu oderwałam się od jego ust, żeby zaczerpnąć powietrza, a on wpatrywał się we mnie. Widziałam w jego oczach coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam, ale po chwili to zniknęło. Wrócił chłód, którego nigdy więcej nie chciałam widzieć. Oparł się rękoma o biurko i spuścił głowę w dół.
- Severus.. - odezwałam się, ale on ani drgnął. - Proszę... nie.
- Nic do mnie nie czujesz. To twoje słowa.
- Powiedziałam, że nie wyznałam ci uczuć, a nie że nic nie czuję.
- To co do mnie czujesz, HaveLock? - zapytał, a pustka w jego oczach pogłębiała się. On nie wierzył, więc dlaczego ja... taka nic nie znacząca. Dlaczego ja miałabym wierzyć? Postawiłam stopy na podłodze, powoli schodząc z biurka.
- Nie wiem, nie mam pojęcia. - odparła cichym tonem, gdy nagle coś mnie tknęło. Dziś są moje urodziny. Nie mogę się poddać. Nie w tym dniu. - Daj nam szansę. - podniosłam głowę do góry i powtórzyłam znacznie głośniej. - Daj nam szansę.
- Nie. - odparł stanowczo i rozmasował dłonią skronie. - To nie powinno było mieć miejsca. - warknął widocznie zły, a ja zeskoczyłam z biurka i próbowałam do niego podejść.
- Severus, przecież nikt nie musi wiedzieć. - położyłam dłoń na jego ramieniu, a on prychnął.
- Zachowujesz się jak dziecko. "Nikt nie musi wiedzieć"? Jesteś poważna?
- Znowu to samo? - burknęłam podirytowana.
- Tak. Właśnie w tym jest problem. Jesteś dzieckiem. - warknął i dopiero po chwili zorientowałam się, że zaciskałam mocno dłoń na jego ramieniu.
- Nie rób tego... - spojrzałam na niego z niemą prośbą.
- Wyjdź. - powiedział tylko jedno słowo i to wystarczyło. Zabrałam rękę i powoli się odwróciłam, ruszając do wyjścia. Po chwili jednak znowu na niego spojrzałam.
- Zamiast "wyjdź" powinieneś powiedzieć "Wszystkiego najlepszego, Lili. Dałem ci cudowny prezent, a teraz spieprzaj". To pasowałoby lepiej do dzisiejszego dnia. - warknęłam zła i... zraniona.
- "Wszystkiego najlepszego"? - zapytał zbity z tropu, a ja po prostu wyszłam trzaskając drzwiami. Podarował mi uczucie, o którego istnieniu nie wiedziałam, a potem je podeptał i zmiażdżył. Do oczu zaczęły napływać mi łzy i nie miałam siły ich powstrzymywać, więc już po chwili czułam jak spływają po moich policzkach. Jedna za drugą.
Po kilku minutach znalazłam pustą salę i weszłam do niej.
- Idiota! - krzyknęłam pod napływem emocji i kopnęłam najbliższą ławkę, która z hukiem przewrócił się na podłogę. Nie potrafiłam się pogodzić z jego decyzją. Nagle usłyszałam czyjeś kroki, dochodzące z drugiego końca sali i uniosłam nieznacznie wzrok w tę stronę. To był Will. Wysoki chłopak, starszy o rok. Ciemne, dłuższe włosy i niesamowicie jasne oczy. Ślizgon. Gorszy dupek niż Malfoy, chociaż on przynajmniej nie miał obsesji na punkcie statusu krwi. Tępił wszystkich tak samo. Niestety moje "szczęście" po raz kolejny dało o sobie znać i nie zauważyłam go, wchodząc do sali.
- Cześć, maleńka. Coś ty taka zdenerwowana? Czyżby ktoś wypił twój soczek? - powiedział rozbawionym tonem, podchodząc do mnie. Patrzyłam na niego wściekłym tonem, dłoń przesuwając na różdżkę. - Zapomniałaś języka w gębie? - warknął i chwycił mnie za włosy, odchylając moją głowę do tyłu. Kiedy zobaczył moją twarz z bliska nagle zamilkł. Korzystając z okazji kopnęłam go z całej siły w brzuch, wyrywając się z jego uścisku, po czym wstałam i wymierzyłam w niego różdżkę.
- Zostaw mnie. - warknęłam.
- Dlaczego miałbym zostawić taką ślicznotkę? Myślisz, że jak masz różdżkę to się przestraszę?
- Przestań tak do mnie mówić. - powiedziałam chłodno i w tym momencie w moją stronę ruszyła seria zaklęć. Między nami rozpoczął się prawdziwy pojedynek. To już niebyły ćwiczenia w klasie tylko pojedynek, by zrobić sobie krzywdę nawzajem. Niestety byłam nie dość ostrożna i jedno z jego zaklęć zahaczyło o moje ramię, rozrywając mi skórę. Syknęłam i złapałam się za ranę, a on to wykorzystał, wytrącając mi różdżkę z dłoni. Szybkim zaklęciem powalił mnie na ziemię, po czym stanął nade mną. Przymknęłam oczy, widząc jego zbliżającą się dłoń do mojej twarzy. Ku mojemu zdziwieniu nie poczułam ani uderzenia, ani niestosownego dotyku. Poczułam jak ociera mi łzę z policzka, o której zdążyłam już zapomnieć.
- Tym razem ci daruję, księżniczko. - uśmiechnął się zadziornie i zabrał rękę, spoczywającą na mojej twarzy. - No już, zmykaj. - nie zastanawiając się długo, wstałam z podłogi i opuściłam szybkim krokiem salę. Szłam przed siebie, nawet się nie oglądając. W końcu zatrzymałam się obok damskiej łazienki i weszłam do środka, żeby doprowadzić się do porządku. Obmyłam twarz i tę okropną ranę na ramieniu. Kiedy już to zrobiłam stwierdziłam, że potrzebuje własnej komnaty. Co zrobię, kiedy zbierze mnie na płacz lub ten dupek znowu postanowi się poznęcać? Co powiem Harry'emu, Ronowi, a tym bardziej Hermionie, z którą dzielę dormitorium? Potrzebuje przyjaciół i jednocześnie potrzebuję od wszystkiego odpocząć. Zdecydowanym krokiem ruszyłam w stronę gabinetu Dumbledore'a. Wierzyłam, że dyrektor coś wymyśli. Dotarcie tam zajęło mi sporo czasu, ale w końcu stanęłam w objęciach kamiennego ptaka i już po chwili zapukałam do drzwi.
- Proszę. - usłyszałam jak zwykle sympatyczny głos dyrektora i weszłam do środka.
- Przepraszam, że przeszkadzam, profesorze. - odezwałam się, stając przed jego biurkiem.
- Ależ nic się nie stało. Powiedz co cię do mnie sprowadza.
- Panie profesorze chciałam zapytać czy nie ma przypadkiem wolnej komnaty, do której mogłabym się przenieść. - powiedziałam na jednym tchu, a on uniósł na mnie zdziwione spojrzenie.
- Czy coś się stało?
- Po prostu po ostatnich wydarzeniach potrzebuję trochę czasu w samotności, żeby wszystko sobie poukładać. Oczywiście, jeśli to nie problem.
- Mam wrażenie, że nie mówisz mi wszystkiego. - spojrzał na mnie podejrzliwie, a ja szybko zasłoniłam ranę na ramieniu dłonią. - Co ci się stało?
- To mały wypadek przy eliksirze. Chciałam trochę poćwiczyć i dodałam złą ilość składników. - Rozumiem. - odparł i pokiwał głową, po czym odezwał się znowu. - W porządku. Jest jedna wolna komnata po odejściu jednego z byłych profesorów. Od lat stoi pusta. Znajduję się zaraz koło schodów prowadzących na wieżę astronomiczną. Możesz się tam przenieść. - uśmiechnął się ciepło do mnie.
- Dziękuję, profesorze. - wzięłam klucz, który mi podał i wyszłam. - Do widzenia.
- Do widzenia, moja droga. - odprowadził mnie wzrokiem do drzwi. Miałam wrażenie, że wie więcej niż nam wszystkim to pokazuje.
Już po chwili byłam na korytarzu. Udałam się szybko do wieży Gryffindoru. Zajęło mi piętnaście minut dotarcie tam, ale w końcu przeszłam przez wejście i ruszyłam schodami do dormitorium. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i zostawiłam wiadomość dla Hermiony na jej łóżku, że przenoszę się do innej komnaty ze względu na zadanie od Dumbledore'a. Trzymając swoje księgi w rękach wyszłam do pokoju wspólnego, a następnie na korytarz. Idąc wzdłuż niego zauważyłam na jego drugim końcu Snape'a. Była to ostatnia osoba, którą chciałabym zobaczyć, więc szybko skręciłam w boczny korytarz i przeczekałam, aż przejdzie. Trochę to zajęło, ale w końcu mogłam ruszyć w stronę wieży astronomicznej. Kiedy tam dotarłam, wyjęłam klucz i otworzyłam drzwi. Były znacznie większe od normalnych i wyglądały na o wiele starsze, cięższe i mocniejsze. Przestąpiłam próg i zamarłam. Ta komnata była tak duża jak wieża astronomiczna. Miała dwa piętra i przez całą długość ściany mieściło się ogromne okno, ciągnące się wzwyż przez wszystkie piętra. Na zerowym znajdowało się biurko, kanapa, dwa fotele i łazienka. Na pierwszym piętrze była sypialnia z ogromnym łóżkiem i baldachimem, a na drugim prywatna biblioteka. Na dwóch piętrach znajdował się kominek, który był prawdopodobnie ręcznie rzeźbiony w marmurze. Cała komnata utrzymywana była w szarych i zielonych odcieniach. Wszystko robiło niesamowite wrażenie. Profesor, który tu mieszkał musiał być naprawdę kimś bardzo wysoko usytuowanym. Położyłam księgi na biurku, a obok torbę z rzeczami. Machnęłam różdżką i kurz po chwili zniknął ze wszystkich mebli. Zajęłam się sprzątaniem komnaty, zmianą pościeli i rozpaleniem kominków. Kiedy skończyłam był już późny wieczór. Teraz kiedy nie miałam nic do zrobienia, wróciło wszystko co wydarzyło się tego dnia. Tak bardzo bolała mnie decyzja Snape'a, zwłaszcza teraz, kiedy wiedziałam co czuje... kiedy pozwolił mi mieć nadzieję. Kiedy był tak blisko mnie, a ja mogłam być blisko niego. Poczułam, że nogi się pode mną załamują. Podeszłam chwiejnym krokiem do torby i wyjęłam pudełko z babeczkami. Miałam je zjeść z przyjaciółmi, z siostrą, a jedna była dla Snape'a. Wyjęłam ją. Był na niej napis. Jego imię. Wbiłam w nią świeczkę i zapaliłam ją. Wzięłam ją do ręki i osłaniając drugą dłonią, ruszyłam na pierwsze piętro. Usiadłam na łóżku, a babeczkę postawiłam na stoliku nocnym. Położyłam się na boku i patrzyłam na płomień zapalonej świeczki. Kiedy już wypłakałam setkę łez, a świeczka prawie się wypaliła, podniosłam się. Wzięłam babeczkę do ręki, zamknęłam oczy i zdmuchnęłam płomień.
- Wszystkiego najlepszego, Lili. Sto lat. - szepnęłam, po czym położyłam się i ze zmęczenia zasnęłam.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŁaaał! To jest cudownw! Ale coś jest nie tak bo znowu mam ochotę zamordować seva. Rozdział po prostu prze świetny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAh, takie będzie to opowiadanie. Sevcio będzie o wiele bardziej powściągliwy, podejrzliwy, ostrożny i poważny. W końcu to nasz Nietoperz! <3
UsuńW pełni się zgadzam!
OdpowiedzUsuńAh, no to się dogadamy! :3
Usuń